To los pisze naszą historię... Nie żyjemy już w średniowieczu. Nie ma już rycerzy na białych koniach, a pałace budują bogacze z najwyższych sfer.
Nigdy nie marzyłam o tym by stać w świetle jupiterów. Nigdy nie chciałam, by wszyscy mnie podziwiali. Nigdy nie chciałam by otaczały mnie tłumy. Ale zawsze prosiłam o jedną, najwspanialszą rzecz na świecie - przyjaźń. Życie pokazało mi, że nie warto się sprzedawać. Nie warto zabiegać o względy u innych. Masz szacunek do innych, ale oni mają cię w nosie. Pozostaje wtedy tylko kilka, zawsze wiernych rzeczy...
Taniec, śpiew, muzyka, ołówek i biała kartka...
***
Chyba w rekordowym tempie, pokonałam trasę od mojej podstawówki do domu... Łzy, które nadal ściekały mi po policzkach, wypalały piekące strumyczki na mojej twarzy. Czułam jak krew uderza mi do twarzy. Jeszcze nigdy nie czułam takiego wstydu i rozgoryczenia naraz, poganianych złością. Gdy tylko znalazłam się na swojej ulicy, zaczęłam biec. Chciałam jak najszybciej pokonać kilka ostatnich metrów. Podbiegłam do furtki - tradycyjnie zamkniętej. Zaczęłam grzebać w swojej torebce w celu odnalezienia kluczy. Trzęsącymi się ze złości rękoma, otworzyłam furtkę i pobiegłam do domu. W holu usłyszałam głos, pytający czemu tak szybko wróciłam... Nie potrafiłam rozpoznać głosu, bo w mojej głowie myśli biły się o podium. Przeskakując po dwa schodki naraz, szybko znalazłam się na pierwszym piętrze. Prawie po omacku, ze wzrokiem zaciemnionym przez łzy, odnalazłam drzwi do swojego pokoju.
Gdy tylko znalazłam się w swoim azylu rzuciłam torbę na podłogę. Spojrzałam w lustro i sama do siebie powiedziałam: Jesteś żałosna. Słowa te wypowiedziane na głos jeszcze bardziej zabolały. Wspięłam się po drabince na górę i spojrzałam przez okno. Patrząc na ogród powoli się uspakajałam, ale nie potrafiłam znaleźć już ukojenia w zieleni traw czy kolorach kwiatów... Tego było za wiele. Moje życie legło w gruzach, a jedyne co przychodziło mi do głowy, to chęć zwymiotowania ze złości... i strachu - co będzie dalej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz